Pośród wydarzeń Triduum Paschalnego łatwo umyka nam dzień, w którym pozornie nic się nie dzieje. Chodzi oczywiście o Wielką Sobotę. W Wielki Piątek wspominamy mękę i śmierć Chrystusa, od Wigilii Paschalnej rozpoczynamy z kolei świętowanie zmartwychwstania Pana. Liturgicznie należy już ona do niedzieli wielkanocnej. Wielka Sobota pozostaje zawieszona między tymi dwiema tajemnicami i pozostaje jakby w ich cieniu.
Świadectwa biblijne milczą na temat „międzyczasu” od śmierci do zmartwychwstania Chrystusa. To niedopowiedzenie zostało jednak bardzo szybko wypełnione. Już najstarsza tradycja chrześcijańska, dostępna nam dzisiaj w najstarszym symbolu wiary – tzw. Składzie Apostolskim – wspomina enigmatycznie o „zstąpieniu do piekieł”.
Należy tu zaznaczyć, że „piekła”, o których tutaj mówimy nie są tym samym co piekło rozumiane jako eschatologiczny stan oddzielenia od Boga. „Piekła” odnoszą się do starotestamentalnej koncepcji Szeolu, krainy umarłych nazywanej również Otchłanią. Jest to wyobrażenie istnienia cząstkowego, upośledzonego, pozbawionego możliwości oglądania czy chwalenia Boga:
„To nie umarli chwalą Pana, nikt z tych, którzy zstępują do Szeolu (…)”. (Ps 115, 17)
Trafiają tam wszyscy zmarli, zarówno sprawiedliwi, jak i niesprawiedliwi, gdyż „bramy nieba” zamknięte przez grzech pierwszych rodziców pozostają dla człowieka zamknięte. Otwiera je dopiero zwycięski Chrystus. Teologicznie oznacza to tyle, że dokonane przez Chrystusa zbawienie dotyczy ludzi wszystkich miejsc i czasów – z jego owoców korzystają również ci, którzy zmarli przed przyjściem Zbawiciela. Jego zwycięstwo dotyka każdego człowieka otwierając mu drogę do pojednania i zjednoczenia z Bogiem.
Niezwykle wyrazistego opisu „zstąpienia do Otchłani” dostarcza nam „Starożytna homilia na Świętą i Wielką Sobotę” stanowiąca obecnie drugie czytanie wielkosobotniej godziny czytań. W barwnej narracji przedstawia Chrystusa, który zstępuje do Otchłani, by odnaleźć tam Adama i Ewę, pierwszych rodziców ludzkości i zarazem sprawców jej upadku. Zwycięski Pan chwyta Adama za rękę, by pociągnąć go za sobą, a w skierowanej do niego przemowie kreśli porywającą teologiczną perspektywę. Prześledźmy krótko jej węzłowe elementy.
Punktem wyjścia jest zamysł wpisany w stworzenie człowieka:
„Nie po to bowiem cię stworzyłem, abyś pozostawał spętany w Otchłani. (…) Powstań ty, który jesteś dziełem rąk moich. Powstań ty, który jesteś moim obrazem uczynionym na moje podobieństwo”.
Następnie w telegraficznym skrócie przedstawione zostaje znaczenie Wcielenia i Odkupienia:
„Dla ciebie Ja, twój Bóg, stałem się twoim synem. Dla ciebie Ja, Pan, przybrałem postać sługi. Dla ciebie Ja, który jestem ponad niebiosami, przyszedłem na ziemię i zstąpiłem w jej głębiny. Dla ciebie, człowieka, stałem się jako człowiek bezsilny, lecz wolny pośród umarłych. Dla ciebie, który porzuciłeś ogród rajski, Ja w ogrodzie oliwnym zostałem wydany Żydom i ukrzyżowany w ogrodzie”.
To, co robi jednak największe wrażenie, to końcowy opis chwały, do której wydobyty z Otchłani Adam zostaje powołany:
„Powstań, pójdźmy stąd! Niegdyś szatan wywiódł cię z rajskiej ziemi, Ja zaś wprowadzę ciebie już nie do raju, lecz na tron niebiański. Zakazano ci dostępu do drzewa będącego obrazem życia, ale Ja, który jestem życiem, oddaję się tobie. Przykazałem aniołom, aby cię strzegli tak, jak słudzy, teraz zaś sprawię, że będą ci oddawać cześć taką, jaka należy się Bogu. Gotowy już jest niebiański tron, w pogotowiu czekają słudzy, już wzniesiono salę godową, jedzenie zastawione, przyozdobione wieczne mieszkanie, skarby dóbr wiekuistych są otwarte, a królestwo niebieskie, przygotowane od założenia świata, już otwarte”.
Pochodzący z pierwszych wieków Kościoła tekst anonimowego autora mógłby konkurować z najwznioślejszymi strofami Pieśni duchowej Jana od Krzyża.
Dziś język starożytnej homilii może wydawać się mało przejrzysty. Opis spotkania Chrystusa i Adama, jakkolwiek piękny i wzruszający, nie daje się łatwo wpisać w nowożytny obraz świata i nie wydaje się również dotykać w jakikolwiek sposób mojego życia.
Warto zatem sięgnąć do nowszych prób interpretacji znaczenia Wielkiej Soboty. Jedną z propozycji przedstawia w swoim „Wprowadzeniu w chrześcijaństwo” Joseph Ratzinger. Najpierw wiąże on tajemnicę „zstąpienia do Otchłani” z okrzykiem Jezusa na krzyżu: „Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?”. W tym przejmującym wołaniu wyraża się dramat doświadczenia opuszczenia przez Boga; wołanie umierającego Chrystusa łączy się z głosem ludzi wszystkich czasów przeżywających podobne stany. Chrystus zstępuje do tego „piekła”, by z jego wnętrza zaświadczyć o bliskości Boga w każdych okolicznościach – również wtedy, gdy wydaje się nieobecny czy oddalony.
Ratzinger idzie jednak dalej. Analizuje doświadczenie samotności i związanego z nią lęku. Jakkolwiek jest samotność, która przenika przez wszelkie ludzkie spotkania i jest obecna nawet w największej międzyludzkiej bliskości, jest też samotność całkowita, gdzie żadna ludzka bliskość nie ma już przystępu. Tą samotnością jest śmierć. Oddajmy głos Ratzingerowi:
„Stary Testament ma tylko jedno słowo na określenie piekła oraz śmierci, słowo szeol, bo są one, według niego, tym samym. Śmierć to po prostu samotność. Ale taka samotność, do której nie może przedostać się miłość, to piekło. Doszliśmy znowu do naszego punktu wyjścia, do artykułu wiary o zstąpieniu do piekieł. Mówi nam on, że Chrystus przeszedł przez bramę naszej ostatecznej samotności, że przez swą mękę zstąpił w otchłań naszego opuszczenia. Tam gdzie nie może nas już dosięgnąć żaden głos, tam jest On. Przez to piekło zostało przezwyciężone, albo mówiąc dokładnie, śmierć, która dotąd równała się piekłu, już nim nie jest. Jedno i drugie już nie są tym samym, bo w samej śmierci jest życie, ponieważ w niej samej jest miłość”. (J. Ratzinger, Wprowadzenie w chrześcijaństwo, Kraków 2018, s. 316)
Tajemnica Wielkiej Soboty oznaczałaby zatem w tym ujęciu tajemnicę radykalnej bliskości Boga. Bliskości, która rozciąga się aż po doświadczenie śmierci. Człowiek, który przez grzech, przez wybór autonomii względem Boga, skazał się na oddalenie od Niego, zostaje przez Chrystusa na powrót przygarnięty: „teraz w Chrystusie Jezusie wy, którzy niegdyś byliście daleko, staliście się bliscy przez krew Chrystusa” (Ef 2, 13).
Ta sama prawda, którą starożytna homilia starała się wyrazić w języku mitologicznym, zostaje przez Ratzingera przetłumaczona na bardziej współczesne kategorie pojęciowe. To nie język jest tu jednak istotny. Istotny jest On. Ten, który dotrze aż do „piekieł”, aż do piekła ostatecznej samotności, by znaleźć tam zagubioną owcę. I przynieść ją na swoich ramionach do domu Ojca.
fot.: www.unsplash.com