„Stwarzasz je napełniając swym Duchem i odnawiasz oblicze ziemi”, śpiewamy w psalmie responsoryjnym w Uroczystość Zesłania Ducha Świętego. Rodzi się pytanie. Po co jeszcze Duch Święty? Świat stworzony przez Boga, był bardzo dobry, jak mówi Biblia. Oczywiście, przez nieposłuszeństwo pierwszego człowieka, na świat weszły grzech i śmierć. Tym samym utracił on pierwotne piękno i harmonię. Uległ deformacji i znalazł się w „mocy złego” Dzieła naprawy stworzenia podjął się Syn Boży, który przychodząc na świat, przyjął w tym celu na siebie mękę i śmierć na krzyżu. Ziemia przeklęta, dzięki krwi Chrystusa przelanej na krzyżu została na powrót pobłogosławiona przez Boga. Przez Swoje zmartwychwstanie, odnowił całe stworzenie i wyrywając je tym samym spod prawa śmierci, poddał prawu łaski i życia, które nigdy się nie kończy. Wstępując do nieba, ukazał nam prawdziwy sens życia ludzkiego, wlał w nasze serca nadzieję, że my również, jako członki ciała Chrystusa dojdziemy tam, gdzie jest On, jako Nasza Głowa. Mimo tak wielu łask, jakie wlał w serca uczniów, gdy razem z nimi przeżywał te tajemnice naszego zbawienia, pozostali oni nadal przecież słabymi ludźmi, dodatkowo, wystawionymi na wzmożone ataki Złego, który zdawał się być ośmielony nieobecnością w gronie uczniów Nauczyciela Zapewne zdawał sobie sprawę z tego sam Jezus, który przygotowując uczniów na Swoje odejście, jednocześnie mówił o Duchu, którego przyśle i który pozostanie z nimi na zawsze. Czynił to m.in. w trzech mowach pożegnalnych, które zanotował św. Jan w swojej Ewangelii. Wsłuchajmy się w przesłanie tych mów, ponieważ pod wieloma względami sytuacja dzisiejszych uczniów Chrystusa może wydawać się podobna do sytuacji tej wspólnoty, do której św. Jan kieruje Ewangelię. Uczniowie czują się opuszczeni i osieroceni. Podobnie, jak wielu ludzi dzisiaj. Powodem takiej kondycji współczesnego człowieka jest brak wiary w Boga, bądź połowiczne jej praktykowanie, co sprawia, że nie ma ona przełożenia ma życie i nie przemienia człowieka. Takim właśnie Jezus obiecuje posłać Swojego Duha, tę pomoc z wysoka. W pierwszej mowie mówi o Nim jako o Paraklecie Pocieszycielu. Ma On pomóc zatem w przezwyciężeniu smutku i poczucia opuszczenia. W drugiej mowie mówi o tym, że Paraklet wyjaśni naukę Jezusa, to, czego podczas publicznej działalności nauczał, a nie do końca słuchający pojęli i zrozumieli, przeciw czemu się buntowali. Jakie to pocieszające! Często zdarza się, że trudno nam zrozumieć, jeszcze trudniej zaakceptować to, czego chce od nas Jezus, szczególnie, gdy wymaga od nas tego, co nie było w naszych planach, chce nas posłać tam, gdzie nie chcemy iść, wymaga od nas tego, co, jak twierdzimy przerasta nasze siły. Jednak musimy wiedzieć, że jest to przede wszystkim Duch Prawdy, który chce nas doprowadzić do całej prawdy o nas, ale przede wszystkim prawdy o bezwarunkowej Bożej Miłości. Ta prawda wyzwala człowieka i tym samym otwiera go na pełnię życia już bez lęku i trwogi.. Nie ma się czego lękać, skoro Duch Święty jest obrońcą, adwokatem, który wstawia się za nami nieustannie do Ojca, który jest w Niebie.
Jak widać w tej trosce o człowieka Bóg najbardziej okazuje się przyjacielem, tym, który umiłował swoich przyjaciół do końca. Duch Święty stanowi jej ukoronowanie i przypieczętowanie. Jezus rzeczywiście do końca nas umiłował. Oddał nam wszystko to, co miał najcenniejszego, najwartościowszego. Nie tylko ofiarował Swoje życie na krzyżu, by w ten sposób spłacić ciążący na nas dług, nie tylko zostawił Siebie na pokarm w Najświętszej Eucharystii, byśmy mogli zaspokoić swój największy głód za Bogiem i nie ustali w drodze do nieba, ale z nieba, od Swojego i Naszego Ojca przysłał nam Swojego Ducha. Nim odszedł przekazał nam również swoją misję, bo miłość, jaką nas umiłował każe mu zaufać nam do końca. „Jak Ty Mnie posłałeś na świat, tak i Ja ich na świat posłałem” Wstępując do nieba, poszedł przygotować nam miejsce i z utęsknieniem nas tam oczekuje. „Ojcze, chcę, aby także ci, których Mi dałeś, byli ze Mną tam, gdzie Ja jestem, aby widzieli chwałę moją, którą Mi dałeś” Pozwolił, abyśmy, jako Jego przyjaciele, mieli udział w tej samej chwale, co On. Owszem, odszedł do nieba, ale nie zostawił nas sierotami, nie przestał się troszczyć o to, by nikt z tych, których dał mu Ojciec nie zginął. Wiedział, że „będąc jeszcze na świecie” jesteśmy narażeni na wiele niebezpieczeństw, od których może nas zachować jedynie moc z wysoka. Zrobił więc to, co wcześniej obiecał- przysłał nam Ducha Świętego, byśmy Nim umocnieni stanowili jedno z Nim i z sobą nawzajem, wtedy spełni się to, czego pragnął Chrystus, mówiąc „Abyście radość we Mnie mieli.” Rzeczywiście, doświadczenie mocy Ducha Świętego rodzi radość, o czym przekonali się mieszkańcy Samarii podczas działalności apostolskiej Filipa w ich mieście. (Dz 8,4-8). Tak o tym pisał kardynał Schuster: „Wesele jest darem Ducha Świętego. Otrzymuje się go chętnie poddając duszę działaniu łaski, nie stawiając jej żadnych przeszkód i zapór. Jeżeli świat dzisiejszy jest więcej ni ż niespokojny, chciwy zabaw i rozrywek, to dowodzi, że brak mu prawdziwego wesela i pociechy Ducha Świętego… bo radość jest termometrem duszy chrześcijańskiej”. Tej właśnie radości wprost od Ducha Świętego- radości, której powodem jest ofiarowane przez Jezusa zbawienie sobie i wam życzę.
br. Tomasz od MB Różańcowej (Kozioł)